czwartek, 12 marca 2015

Niebieskie pudełko, różowe pudełko... Uwaga na próbki!

Całą ciążę stykałam się z różnego rodzaju próbkami. Z zapałem kolekcjonowałam różnego rodzaju darmowe produkty, od butelek firmy Avent, po pieluszki jednorazowe TESCO. Kolekcjonowanie ich sprawiało mi dużą przyjemność i przed porodem okazało się że nie musiałam kupować znacznej ilości rzeczy, lub część mogłam kupić później. Gdy usiadłam pewnego wieczoru z moją kolekcją, przyszedł zdrowy rozsądek - a co jeśli te produkty, mimo że dedykowane dla dzieci, zaszkodzą maluchowi?

Część próbek jakie zebrałam na dwa miesiące przed porodem
Z częsci produktów wiedziałam od razu że zrezygnuję dla malucha - odpadł choćby płyn do płukania Silan - mimo napisu Sensitive, jakoś nie chciałam testować jego wpływu na skórę noworodka. Próbki rozdzieliłam na te dla mnie, jak próbki kremów na tozstępy, czy herbatki laktacyjne, i te dla malucha. Pampersy postanowiłam zachować, ale nie brałam ich do szpitala - wolałam je przetestować dopiero w domu. Proszki do prania zużyłam do prania ubranek i pościeli przed porodem, butelki zostawiłam... Jednak co z kremami i płynami do kąpieli? Tak jak doskonale zdawałam sobie sprawę że firmy takie jak Mustela czy Emolium są bezpieczne dla dzieci i je od razu odłożyłam do użycia, tak resztę...
Cóż, każdy kolejny produkt Googlowałam w celu zdobycia informacji. Również po porodzie gdy stałam się szczęśliwą posiadaczką Pudełek szpitalnych czy GlossBoxa który otrzymałam w paczce od rodziny - każdy produkt którego nie byłam pewna na 100% sprawdzałam w Google. Jeśli zaś mimo dobrych opinii coś wzbudzało mój niepokój, testowałam to najpierw na sobie.
Trzeba zdać sobie sprawę, że mimo że coś jest przeznaczone podobno dla malucha, wcale dobre dla niego nie musi być. Dostałam małą próbkę mleczka firmy Johnsons - podobno powinno ono nawilżać skórę niemowlaka, jest to również znana marka, którą pewnie nie jedna mama wybiera pewna jej jakości - wystarczyło małe spojrzenie na opinie w Internecie, bym zrezygnowała z użycia go na synku. Podobno bardzo uczula.
Oczywiście teraz może pojawić się myśl "Okej, podobno uczula. A co jeśli mojego nie uczuli?"
Odpowiedź jest niesamowicie prosta: A co, jeśli uczuli? Czy jestem jako mama, gotowa ponieść konsekwencje ewentualnego uczulenia u noworodka? Jeśli maluch zareaguje delikatną reakcją alergiczną, jak wysypka, to jeszcze jakoś to uda mi się znieść, ale co jeśli jego skóra zacznie tak swędzieć że maluch - wciąż niezdolny jeszcze do wpełni kontrolowania swoich ruchów - będzie płakał w niebogłosy, albo co gorsza, uda mu się tak podrapać że zedrze sobie skórę? Oczywiście, to również bardzo łagodna reakcja alergiczna, przecież może mu również zacząć odchodzić skóra, może mu się stworzyć otwarta, ropiejąca rana...
I tak, bardzo szybko, wyleczyłam się z testowania na swoim dziecku, bez konsekwencji.

Mimo to uważam że próbki to świetny pomysł - dostałam mini-pakiet z Musteli, firma na tyle mi się spodobała, że mimo ceny zakupiłam inne ich produkty.
Oczywiście zdarzyły się niewypały, jak choćby butelki Avent'a, z których mój synek kompletnie nie umiał pić, jednak mimo to pomysł obdarowywania przyszłych mam próbkami to zawsze miła odmiana... W końcu dostajemy coś za darmo i, jak w przypadku Aventa czy Loviego, otrzymałam pełnowartościowy produkt.
Jedno mnie jednak rozbawiło w zawartości Niebieskiego i Różowego pudełka... te wody niegazowane, to jak dla mnie jakiś niewypał... choć może powinnam napisać niewypił? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz