czwartek, 26 marca 2015

I on jeszcze jest na piersi?

Ostatnio usłyszałam takie pytanie w przychodni, gdy byliśmy na wizycie kontrolnej. Synek z wagą 5,500 i 72 cm długości w drugim miesiącu swojego życia... I pytanie, czy on JESZCZE jest na piersi, od pielęgniarki w gabinecie. W tym momencie zrozumiałam, że to nie jest wcale tak, że to matki są niedoedukowane w sprawie karmienia piersią, to nie matce się nie chce poszperać w ogólnodostępnym dobru jakim jest sieć Internetu.
Nie, to przede wszystkim świat medycyny z którym przeciętna polka ma do czynienia jest niedoedukowany. To lekarz, który dwie minuty później, gdy mnie zapytał jak długo mam zamiar karmić piersią, to pielęgniarka w gabinecie, to położna środowiskowa. To oni potrzebują się najpierw do edukować, a później edukować matki i przyszłe matki.

Przyszły doprawdy dziwne czasy. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, rozwiniętą medycynę, biologię i inne dziedziny naukowe, a jednak, gdy przychodzi temat karmienia piersią, nasze zachowanie zaczyna przypominać wynaturzenie. Nagle matka karmiąca dziecko powyżej trzeciego miesiąca życia zaczyna nam się ukazywać jako eko-wariatka, zaś kobieta karmiąca ponad roczne dziecko...? A to już strach się odezwać. To wynaturzenie! Przecież ona to robi dla własnej przyjemności!
Sami przed sobą odpowiedzcie, czy tak nie uważacie, lub czy nie znacie kogoś takiego.

A teraz postawię was w obliczu kilku suchych faktów, które osobiście, bardzo lubię:
Do jakiej grupy zwierząt należymy? Do SSAKÓW. Czym wyróżniają się SSAKI? SSĄ MLEKO MATKI. Swojej matki, dla ścisłości.
Pewnie większość z was ma jakiegoś zwierzaka, lub miało na przestrzeni życia... Może okazało się że to była suczka, lub kotka - powiedzcie mi, proszę... czy wasza Sonia czy Mruczka karmiły swoje maluchy butelką? Oczywiście że nie! I wcale nie chodzi tu o nieposiadanie przeciwstawnego kciuka, a o to, że karmiły piersią, swoją psią, czy kocią piersią! I czy ktoś widział w tym coś dziwnego?
NIE.
Powiedzcie mi, czy Sonia czy Mruczka próbowały po miesiącu przestawić swoje potomstwo na inne mleko, nie swoje?
NIE.
A teraz najlepsze i najważniejsze pytanie.
Jak długo karmiły Sonia czy Mruczka?
... Tak długo, jak długo maluchy chciały pić mleko z ich piersi.
Nawet po wprowadzeniu pokarmów stałych maluchy potrafiły jeszcze doprawić mlekiem z piersi mamy i nikt, nawet człowiek, nigdy nie widział w tym nic złego.

Dlaczego więc matka która karmi dziecko swoją piersią jest postrzegana jako eko-wariatka? Dlaczego oczekuje się że matka karmiąca piersią odstawi dziecko od mleka z piersi i zacznie podawać mu KROWIE mleko? Bo przecież mleko modyfikowane jest robione z mleka KROWIEGO.
Czy widzieliście kiedykolwiek, żeby Krowa prosiła Klacz żeby nakarmiła jej dziecko? Czy, po za skrajnymi przypadkami, normalnym jest żeby potomstwo było karmione mlekiem innego gatunku?
W świecie przyrody, z punktu widzenia biologa, nie, nie jest to normalne.
Ale w świecie ludzi...?

Kolejne suche fakty:
Według World Health Organisation czyli inaczej WHO, Światowej Organizacji Zdrowia, dziecko powinno być karmione WYŁĄCZNIE mlekiem z piersi kobiecej do 6 miesiąca życia, optymalnie karmienie powinno być utrzymane do DRUGIEGO ROKU ŻYCIA DZIECKA.
AAP – Amerykańska Akademia Pediatrii zaleca WYŁĄCZNE karmienie piersią przez pół roku i kontynuowanie karmienia, co najmniej przez rok i dłużej, o ile mama i dziecko będą sobie tego życzyć.
ABM Academy of Breastfeeding Medicine – zaleca wyłączne karmienie piersią do 6 miesiąca życia i kontynuowanie go tak długo jak mama i dziecko tego pragną.
Europejskie Towarzystwo Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci ESPGHAN zaleca kontynuację karmienia piersią tak długo, jak długo jest to pożądane przez matkę i dziecko.

(O tym, jak to wygląda w praktyce wśród polskich mam będzie jeszcze post, tworzy się, okazał się on bardzo trudny do napisania)

Biorąc pod uwagę wszystkie te informacje, czy można dalej uważać, że to dziwne że niespełna trzymiesięczny maluch jest JESZCZE na piersi? Według mnie, absolutnie nie.
Na pytanie jak długo mam zamiar karmić piersią odpowiadam: Tak długo, jak długo będzie mój synek chciał z piersi mleko pić.

poniedziałek, 23 marca 2015

Mamooo, ale z tej piersi nic nie leci! Część 2

No dobra, powie któraś z was. Ale ja nie straciłam zupełnie pokarmu! Jego jest tylko... jakby trochę mniej. Dziecko robi się prawie od razu głodne, a po jedzeniu z piersi podałam mleko modyfikowane i wypiło aż X mililitrów!


To czy w piersi rzeczywiście nie ma wystarczająco mleka ciężko stwierdzić. Przede wszystkim, obserwuj swojego malucha, gdy jest przy piersi. Jako średnią przyjęło się, że dziecko by się najeść powinno aktywnie ssać przez około 10 minut. Podkreślam, że jest to średnia! Mój synek w pierwszym miesiącu życia ssał aktywnie przez maksymalnie 5 minut, a po miesiącu na wizycie okazało się że przybrał 1200g od wagi porodowej. Obecnie, gdy ma prawie trzy miesiące ssie aktywnie około 15 minut.
Co to znaczy ssać aktywnie? Dziecko nie musi nie spać, uprzedzam! Ważne jest, by było słychać przełykanie. Mój synek gdy ssie aktywnie ma nieco urywany oddech i głośno łyka - tak jakby ktoś bardzo spragniony dorwał się do picia, pije, odetchnie nieco, pije, znów trochę odetchnie.
Jeśli dziecko ssie aktywnie i puszcza pierś, to znaczy że się najadło.
Jeśli dziecko po płaczu w końcu złapało pierś, possało chwilę i usnęło, a gdy zabrałaś pierś znów się rozpłakało i chce ssać dalej... to nie znaczy że nie masz pokarmu! To o czym zapominają w dzisiejszych czasach mamy, to to, że maluch nie chce ssać piersi wyłącznie gdy jest głodny! Owszem, po ataku płaczu będzie pewnie głodny, ale i zmęczony, wystraszony, będzie potrzebował bliskości. Wtulony w maminą pierś otrzyma wszystko czego potrzebuje - pamiętajcie że spędził dziewięć miesięcy będąc już odrębną istotą, w waszym wnętrzu, był was najbliżej jak się da, a wy byłyście jego całym światem. Gdy już maluch "wyjdzie" na zewnątrz, to wy jesteście wciąż tą ostoją, tym jedynym stałym, znanym elementem jaki mają, który nie znika, który przy nich jest. Ssąc pierś nie tylko zaspokajają głód, ale i potrzebę bliskości, wtulają nosek w pierś bo czują zapach tej istoty, która wciąż jest dla nich najważniejsza na świecie i potrzebują ją czuć maksymalnie blisko siebie jak to jest tylko możliwe!
Po za tym sam odruch ssania pomaga się maluchowi uspokoić, to jedyna metoda regulowania emocji jaką zna. W książce Mamo Tato Co ty na to? można wyczytać o badaniu USG które pokazywało już 20 tygodniowe dziecko ssące kciuk! To bardzo ważne, żeby zdać sobie sprawę że maluch, który jest dopiero w połowie rozwoju już ma odruch ssania! To pokazuje, jak niezbędną funkcję pełni ta umiejętność, nie tylko pozwala się najeść ale i reguluje emocje.

Dlaczego więc maluch "wisi" na piersi cały dzień? Powodów może być kilka, najprostrzym wyjaśnieniem jest to, że po prostu potrzebuje bliskości. Możliwe, że właśnie przeżywa skok rozwojowy, nowe umiejętności z których dziecko nagle zdało sobie sprawę są dla niego przytłaczające, szuka więc "powrotu", czegoś stałego, znanego, czegoś co się nie zmieniło, czegoś, co wciąż go kocha tak samo mocno - mamy.

Miało być o mleku.
Jednocześnie ze skokiem rozwojowym zwykle dziecko zwiększa zapotrzebowanie na mleko. Dlaczego? Rozwój, więcej czynności, dłuższy okres czuwania niż snu wymaga większego nakładu energetycznego, skądś więc energię musi brać. Często nazywają to kryzysem laktacyjnym, choć nie ma to nic wspólnego z tym, że mleko się nam kończy, czy jest go za mało - po prostu obecna ilość przestała być wystarczająca. Aby pierś wyprodukowała więcej mleka, odpowiednią dla dziecka, dziecko musi ją odpowiednio stymulować.
I tyle z filozofii. Każda z nas wie, że w pewnym momencie życia nie możemy sobie pozwolić na to by dziecko było na piersi przez te dwa dni (bo tyle zwykle trwa normowanie się ilości pokarmu) non-stop. Jak więc pomóc dziecku w stymulacji?

Po pierwsze: Nie podawaj mleka modyfikowanego. Wiem, że to brzmi strasznie i zaraz pomyślisz, że chcę ci poradzić byś zagłodziła swoje dziecko. Nie o to chodzi! Dziecko które zamiast piersi dostanie mleko modyfikowane, co logiczne, piersi nie będzie ssało (chyba że zastosujemy metodę SNS z pierwszej części tego wpisu) , pierś więc nie będzie stymulowana. Niestymulowana pierś nie wytworzy więcej mleka, mleka więc będzie za mało w stosunku do potrzeb dziecka, będzie więc trzeba na stałe wprowadzić mleko modyfikowane, pierś wciąż będzie słabiej stymulowana, więc ilość mleka modyfikowanego będzie zwiększana, a to już prościuteńka droga do tego by zamienić pierś na butelkę. A chyba nie o to nam chodzi, prawda?
Po drugie: Przystawiaj dziecko na żądanie (po uprzednim sprawdzeniu czy płacz nie jest spowodowany czymkolwiek innym. Czym? Piszę o tym w pierwszej części tego wpisu).
Po trzecie: Pij herbatki na laktację. W ciągu tych dwóch dni parę herbatek nikomu krzywdy nie zrobi. Herbatki na laktację można kupić w dowolnym sklepie lub markecie który ma nieco większy asortyment rzeczy dla dzieci niż przeciętny sklepik osiedlowy. W Rossmannie znajdziemy propozycję od Hippa i babydream, oprócz tego jest herbatka Bocianek, którą osobiście stosowałam i bardzo ją polecam (Bocianek występuje również w postaci kawy zbożowej na laktację).
Po czwarte: Jeśli w czasie kryzysu laktacyjnego musisz wyjść i zostawić dziecko, np. wyjść do pracy, czy do lekarza, a twój wyjazd chwilę potrwa, nie zapomnij wspomóc laktacji przez stymulację laktatorem.

Najważniejsze to nie poddawać się na pierwszym wyboju i zastanowić się, czy karmienie piersią jest dla nas rzeczywiście ważne: jeśli tak, to po prostu uda nam się przezwyciężyć trudności kryzysu stosując się do tych paru rad które przytoczyłam. Osobiście je "wypracowałam" na sobie, piszę z własnego doświadczenia, a zdążyłam już dwa "kryzysy" przetrwać i przeżyć,
Powodzenia!

niedziela, 22 marca 2015

Mamooo, ale z tej piersi nic nie leci! Część 1

Każda mama piersią karmiąca pewnego dnia ma myśl, że chyba jej piersi nie mają już w sobie ani kropli mleka. Niektóre, te które kończą drogę mleczną przyjmują ten fakt z ulgą, inne myśl tę mają w zupełnie ironicznym kontekście po tym jak już im dziecko "zeszło z cycka". Inne zaś wpadają w panikę, bo tu się buzia drze, a nie ma co do niej włożyć, coby napełniło ją mlecznym szczęściem.
Co robić, gdy wydaje się że już wszystko skończone? Odpowiedź jest jedna: przede wszystkim, zachowaj spokój.


Każda z nas chyba zna taki scenariusz: Skończyłam karmić piersią, dzidzia smacznie śpi przy piersi, wyjmuję przemielonego sutka z buzi i ... ryk i dalej chcę ssać! Dobrze, znów dajemy pierś, memla, memla... i płacz. I płacz, w końcu sen, później znów płacz. Co się dzieje?!
Przede wszystkim zanim pomyślisz choć przez pół sekundy o swoich piersiach, a raczej o mleku (lub o jego braku) w nich, upewnij się czy nie chodzi o cokolwiek innego.
Po pierwsze, weź swojego rozpłakanego malucha, do odbicia - połóż na brzuszku, poklep delikatnie po pleckach, a później podnieś i ponoś chwilę, dopóki mu się nie odbije.
Po drugie, sprawdź pieluchę. Może akurat narobił i go denerwuje wilgoć lub kupka?
Po trzecie, upewnij się czy to nie kolka - najprościej, sprawdź czy nie ma twardego brzuszka, jeśli jest twardy, pomasuj go - tylko nie jak sobie! W internecie jest masa poradników dotyczących masażu kolkowego brzuszka.
Po czwarte - kolejne czynności, jeśli nic nie pomaga, to sprawdzenie temperatury. Spróbuj też rozebrać malucha, może jakaś metka mu się gdzieś wbija? Albo fałdka materiału uwiera go w boczek? Może ząbki wychodzą i dziąsełka swędzą? Spróbuj pomasować palcem (tylko upewnij się że masz krótkie, opiłowane paznokcie i umyte ręce!) miejsca gdzie mogą wychodzić ząbki, maluch powinien się uspokoić przy tej czynności. Upewnij się też że twojemu dziecku nie jest ani za zimno, ani za gorąco.

Scenariusz może być też i taki, że łapiesz za laktator, żeby odciągnąć trochę mleka, a tam prawie nic nie nakapało. To też o niczym nie świadczy. Kobieca pierś jest przystosowana do bycia ciągniętą przez buźkę dziecka, nie plastik laktatora. Wiem, że może być wam cieżko w to uwierzyć, ale niektóre kobiety po prostu nie są w stanie odciągnąć laktatorem pokarmu.
Kasia, moja dobra znajoma, karmiła syna cały czas piersią, bez większych problemów. Musiała jednak wrócić do pracy i zabrała się za odciąganie pokarmu laktatorem. To był pierwszy dzień w pracy... Usiadła i czeka, czeka, czeka... po pół godzinnej przerwie na odciągniecie pokarmu siedziała w rękach z buteleczką odciągniętego mleka i płakała... odciągnęła tylko 20ml! Tragedia! Koniec karmienia, koniec mleka! Pocieszyłam ją i powiedziałam, wtedy jeszcze zupełnie zielona i niekarmiąca, że może jej piersi nie współpracują z laktatorem. Jednak kolejnego dnia sytuacja się powtórzyła. I znów... i tak przez trzy miesiące gdy Kasia odciągała pokarm w pracy. Wracała do domu i synek z piersi się jej najadał. W końcu zrezygnowała z laktatora, karmi piersią do dziś, choć jej maluch ma już dwa i pół roku.
Niektóre mamy po prostu z laktatorem nie współpracują.

No dobra, ale może rzeczywiście coś się dzieje z tym pokarmem, może skok rozwojowy, może kryzys laktacyjny... Co wtedy?
Jeśli tylko istnieje taka możliwość, pozwólmy dziecku wisieć na piersi. To najlepszy sposób na to, by wzbudzić produkcję mleka.
Jeśli nie mamy możliwości, by dziecko wisiało na piersi, bo, choćby musimy odkurzyć... Nie dawaj dziecku butelki! Nie chodzi tu o demonizację tego przedmiotu, tylko o to, że to prościuteńka droga do tego, by pokarm zaniknął zupełnie - nie stymulujemy piersi w odpowiedniej ilości. Wiadomo, odkurzanie czeka, a maluch płacze, bo głodny, a pierś stymulować trzeba. Co teraz?
Dren.
Brzmi magicznie, prawda? Jednak to perfekcyjna metoda, którą sama wzbudziłam sobie laktację.
UWAGA!
Tę metodę może wykorzystać KAŻDA kobieta, jeśli tylko znajdzie dziecko chcące ssać. Nawet jeśli dziecko jest adoptowane, nawet jeśli przestałyśmy karmić piersią pół roku temu.
Brzmi magicznie, prawda?
Dziecko karmione drenem przy piersi

Metoda jest banalnie prosta, ale nieco wymagająca - potrzebujemy drenu, czyli cienkiej rurki, pojemniczka na mleko i ... trochę kombinowania.
Dren możemy z powodzeniem zakupić w sklepie medycznym (w aptekach niestety nie mają takiego sprzętu), nazywa się to dren do karmienia przez nos, my używaliśmy na początku szóstki.
Jednak możliwe że uda się wam znaleźć inny rodzaj cieniutkiego wężyka. Musi on być ścięty na płasko na końcu, by nie podrażniać śluzówki dziecka (dlatego warto mieć te medyczne, one są odpowiednio zaokrąglone).
Sprawdźmy teraz na jaką głębokość dziecko zasysa - wsadzamy palec wskazujący (opuszkiem do podniebienia, paznokciem do języka) do buzi dziecka, pozwalając mu possać go chwilę. Zapamiętajmy głębokość, bo na taką głębokość mniej więcej będzie trzeba dziecku wsunąć dren do buzi, by się nie wysuwał (przynajmniej u nas w ten sposób się to odbyło, inaczej, gdy był płycej wsadzony, dren przy pracy języka i buzi wysuwał się z ust syna).
Drugą końcówkę wsadzamy do pojemniczka wypełnionego mlekiem (modyfikowanym, lub naszym odciągniętym wcześniej, pamiętajmy by mleko było podgrzane do odpowiedniej dla malucha temperatury!).
Przystawiamy dziecko do piersi, w kącik ust wsuwamy dren i... I proszę bardzo! Dziecko ssie, stymulując pierś, jednocześnie je, zaciągając odpowiednią ilość mleka z pojemniczka.

Przygotowany już zestaw z drenem oferuje nam Medela*, zestaw nazywa się SNS, cena takiego zestawu wg ceneo** to koszt około 130 zł + przesyłka.

Oprócz wymienionych czynności, przy zupełnym braku pokarmu powinnyśmy pić herbatki na laktację, przynajmniej do momentu uregulowania jej na tyle, by dziecka nie trzeba było dokarmiać. Warto również w wolnej chwili stymulować piersi laktatorem, choć jak wspominałam wcześniej nie jest to idealne rozwiązanie, na niektóre mamy laktator nie będzie działać.

Używając SNS posiadając pokarm pamiętajmy ile dziecko powinno przy jednym karmieniu wypić - nigdy nie wlewaj do pojemniczka z którego będzie maluch pobierał mleko pełnej porcji mleka. I nie zapomnij, żeby najpierw spróbować nakarmić dziecko samą piersią! W innym przypadku, gdy będzie mleko leciało i z piersi i z drenu jednocześnie, maluch może się zakrztusić! Dlaczego nie pełna porcja mleka? Bo dziecko już się napiło trochę z piersi, a oprócz tego przy tym systemie dokarmiania poleci mu tez trochę mleka które się naprodukuje w czasie stymulacji.

Mimo zawartych tu rad, polecam skontaktować się z doradcą laktacyjnym z twojego obszaru***, porady zawarte na blogu nie zastępują porad lekarzy, oparte są na moim doświadczeniu i wiedzy które sprawdziły się w moim przypadku, używasz ich na własną odpowiedzialność. 

*- http://www.medela.com/PL/pl/breastfeeding/products/breastmilk-feeding/special-feeding-devices.html
** - http://www.ceneo.pl/1707075
*** - http://mlekomamy.pl/index.php?page=poradnie-laktacyjne

poniedziałek, 16 marca 2015

Test jedzenia dla dzieci 1-3 lat

Każdy z nas miewa sytuację, gdy nagle okazuje się że nie ma w domu kompletnie NIC z czego można by sklecić jakiś obiad. Dorosły sobie poradzi, zje kanapki, czy, czego nie polecam, od biedy zje danie instant lub zamówi coś do domu. Maluch, choć zapewne bardzo chętny do spróbowania czegoś nowego, nie powinien zjadać pizzy z pizzeri nieopodal, a o "chińskiej zupce" juz nie wspomnę. Co wtedy? Z pomocą przychodzą nam dania "Po roczku"

Hipp: Schab z delikatnymi warzywami
babydream: Ratatouille z kluseczkami gwiazdkami
Oceniać będę smak, przystosowanie wiekowe (wielkość kawałków, dostosowanie składników), skład (pochodzenie, niedozwolone produkty), cenę, skalę zaś zastosuję szkolną (od 1 do 6)

Na pierwszy ogień poszedł Hipp: Schab z delikatnymi warzywami.
Po podgrzaniu dania w kąpieli wodnej przystępuję do konsumpcji. To co mi się pierwsze rzuca "na język", to przyjemny, gładki smak. Danie nie jest mdłe, mimo że jest z półki dla dzieci. Właściwie odnoszę wrażenie że jest delikatnie przyprawione - ja sama przyprawiam swoje dania bardzo delikatnie, często wcale, więc jestem w stanie wyczuć delikatne różnice między tym daniem a innymi daniami dla dzieci. Pałaszując zerkam na opakowanie i czytam skład - rzeczywiście zawiera przyprawy, zioła i ... sól. w 250g mamy 0,48g soli. To może się wydać niewielką ilością, ale pamiętajmy że dwulatek powinien przyjmować maksymalnie 2g soli na dobę. Składniki pochodzą z rolnictwa ekologicznego, o czym świadczy wyraźny napis oraz logo oznaczające ekologiczne rolnictwo. Kawałki są niezbyt duże, jednak jest ich sporo, więc jest co pogryźć, uważam że to bardzo dobrze. Co prawda, mimo że to schab, kawałka mięsa nie uświadczyłam. W daniu nie pływają żadne "niespodzianki" jak łyko od fasolki szparagowej, która jest w składzie, ani skórki od pomidorów.
Za jedno danie zapłaciłam w Rossmannie 7,99. Myślę że to całkiem wysoka cena, chyba najwyższa ze wszystkich wśród dań powyżej pierwszego roku.
Hippowi daję mocną i stabilną piątkę - danie pochodzi z upraw ekologicznych, ma odpowiedni skład, kawałki są przystosowane do wieku. To co zaniża ocenę tego produktu to cena oraz brak kawałków mięsa. Próbowałam również drugiego dania od Hippa, z łososiem, ocena również była dla mnie taka sama, tam, mimo że kawałki łososia były, to danie było dużo bardziej wodniste, odniosłam wrażenie że jest więcej sosu, co znów tam zadziałało na niekorzyść.

BoboVita: Warzywa w delikatnej potrawce z cielęciną
Gerber DoReMi; Risotto z indykiem i warzywami
Hipp po 15 miesiącu: Spaghetti Bolognese
Gerber DoReMi: Risotto z indykiem i warzywami
Do Gerbera jestem nastawiona sceptycznie, po aferze jaka miała miejsce parę lat temu związanej z odkryciem pazurów kurzych w obiadku dla dzieci. Mimo to postanawiam się odważyć. Najpierw zjadam łyżeczkę - obiadek jest słodko-mdły, mimo wszystko sądzę że roczne dziecko nie zje niczego o takim smaku. Wracam z doprawionym solą obiadkiem, teraz już lepiej. Kawałki jedzenia są zdecydowanie przystosowane do roczniaka, choć jak dla mnie to risotto ma nieproporcjonalnie mało ryżu w stosunku do nazwy ;) Kawałków mięsa brak. 5,95 B
Czas przejść do składu. Tak jak wyczułam, danie nie posiada żadnych przypraw po za natką pietruszki i oregano, które prawdę mówiąc nie dodają zbyt wiele smaku. To co mnie zaintrygowało w składzie to obecność soku z białych winogron i żółtego sera. Nie znalazłam odpowiedzi na pytanie o właściwości soku z białych winogron, zaś żółty ser... cóż, z tego co mówił lekarz na produkty pochodzenia krowiego powinno się uważać po roku, najszybciej dla półtorarocznego dziecka. Ale mogę się mylić, więc nie będę tego brała pod uwagę przy ocenie. Składniki są niewiadomego pochodzenia, co jest dużym minusem - skoro składniki są niewiadomego pochodzenia równie dobrze mogą pochodzić z najgorszych, najbardziej chemicznych i naładowanych pestycydami upraw.
Gerber spełnił moje oczekiwania, bo nie spodziewałam się po nim nic dobrego. Danie nie ma soli, ale i nie ma innych przypraw, wagowo odpowiada reszcie. To co zdecydowanie przemawia na korzyść DoReMi to cena - 5,95 w Biedronce. Produkty niewiadomego pochodzenia, smak... bez smaku. Gerber dostaje ode mnie tróję z minusem, za cenę, dostępność (najłatwiej dostępne danie dla dzieci w przedziale wiekowym 1-3 lat) i przystosowanie do rocznego dziecka... oraz różnorodność, Gerber oferuje nam 6 różnych dań. Wydaje mi się że po Gerberze, jako marce którą każdy zna i rozpoznaje powinniśmy spodziewać się najlepszego wyniku... zaś Gerber jedzie tylko na renomie którą sobie wyrobił, bo jakości to tu za wiele nie ma. Może jednak to po prostu minus przynależności do dużego koncernu jakim jest NESTLE?

babydream MINIS: Ratatouille z kluseczkami gwiazdkami 
Za danie babydream MINIS zapłaciłam 6,49 w Rossmannie, tylko tam dostaniemy dania z tej serii. Skład prezentuje się całkiem ładnie, danie zawiera 0,8g soli w 250gramach produktu. Prócz tego, co napawa dużym optymizmem, produkty pochodzą z rolnictwa ekologicznego podobnie jak w droższym Hippie. Danie które wybrałam jest jarskie, więc mięsa tam szukać nie będę :D
Spróbowałam i prawdę mówiąc wyrzuciłam po pierwszych dwóch łyżeczkach - smak tego dania zupełnie mi nie odpowiada, jest według mnie niesmaczne. Muszę jednak podkreślić że to jest typowo kwestia gustu, absolutnie nie wpływa to na ocenę, jednak by była ona rzetelna podejdę do oceny z innym daniem... a od Ratatuja będę się trzymała z daleka na przyszłość ;) Jedyne co ocenię w przypadku tego dania, to przystosowanie do wieku - kawałki bardzo ładne, drobne, w sam raz dla dziecka, ale! Ale w daniu jest papryka ze skórką. Skórka z papryki czy pomidora może stanąć na żołądku i dorosłemu (ja się tak na trzy dni załatwiłam na ten przykład), a maluch który jeszcze ma nie do końca wszystko wykształcone? Duży minus!

babydream MINIS podejście drugie: Groszek i ryż z kurczakiem
To danie już mi powinno smakowo bardziej pasować. Próbuję - rzeczywiście, jest smaczne i bez przyprawiania, choć nie jestem pewna czy są tam jakieś przyprawy. Sprawdzam - są, zioła, sól morska(tyle samo ile w Ratatuju) czosnek. Danie na prawdę mi smakuje, ryż jest mięciutki, marchewka lekko słodka... problemem jest tylko ten nieszczęsny groszek - mimo że miękki, łatwo się rozgryza, to skórka może przeszkadzać - moja dwuletnia siostra nią pluła, gdy dałam jej spróbować... ale ona w ogóle często pluje jedzeniem ;) 
babydream wypada bardzo dobrze, dania są stosunkowo tanie i mimo że dostępne tylko w Rossmannie, to raczej łatwo je kupić, obecnie Rossmann jest w każdej większej miejscowości. Za taniością idzie również i jakość - produkty bio, odpowiednio dopasowane do wieku dziecka... Jedynym minusem jest przystosowanie - skórki z papryki które nie powinny moim zdaniem pojawić się w daniu dla dzieci. babydream dostaje ode mnie piątkę z plusem!



BoboVita: Warzywa w delikatnej potrawce z cielęciną
Wobec BoboVity mam duże oczekiwania, BoboVita bowiem należy do Nutricii która produkuje również mleko Bebilon i Bebiko, które sobie chwalę. Nie jest to tak duży koncern jak Nestle i zajmuje się tylko produkcją dla dzieci, podobnie jak babydream czy Hipp, mam więc nadzieję, że wypadnie dobrze, zwłaszcza że cena jest najniższa, tylko 5,45 w Biedronce. 
Składniki niestety jednak nie pochodzą z ekologicznych upraw - nic o nich nie wiemy, podobnie jak u Gerbera. To bardzo duży minus i to już na starcie. Danie zawiera tylko 0,275g soli na 250g produktu, po za solą ma w składzie natkę pietruszki - z przypraw to by było na tyle. Tu również występuje tajemniczy sok z winogron, w dodatku z zagęszczonego soku. Już teraz jestem zawiedziona, na tym etapie BoboVita wypadła nieznacznie tylko lepiej niż Gerber i to tylko ze względu na niższą cenę.
To by było tyle z teorii, czas na zawartość w praktyce. Danie jest bardzo smaczne, nie odczuwam potrzeby doprawiania go, podobnie jak w przypadku Hippa. Czuję jednak coś jakby... mąkę? To pewnie skrobia kukurydziana. Wyraźnie jednak wyczuwam mączny posmak. Mimo to danie mi smakuje, ma lekko słodkawy smak przez marchewkę. Kawałki warzyw to głównie marchew i groszek, wszystko odpowiednio dostosowane do wieku - żadnych za dużych kawałków. Mimo to, groszek zdarza się twardawy, nie wiem co jest tego przyczyną. Nie wiem też czy to ja jestem taka głodna, czy co, ale zauważyłam że danie na prawdę ładnie mi pachnie - a nie zwróciłam na to uwagi przy wcześniejszych daniach.

Po BoboVicie spodziewałam się czegoś lepszego, zawiodła mnie Nutricia. Mimo to, jest to najtańsze ze wszystkich dostępnych dań, równocześnie jest bardzo smaczne i dobrze dostosowane do wieku. Dużym minusem jest niewiadome pochodzenie składników... BoboVita dostaje ode mnie czwórę.

Hipp po 15 miesiącu: Spaghetti Bolonese
Myślałam że Hipp nie ma więcej produktów w swojej ofercie dla dzieciaczków powyżej roku, ale się zdziwiłam. Danie znalazłam w Biedronce, zapłaciłam za nie 7,79, niewiele więc taniej niż za opcję 1-3 lat... Jednak wagowo oba dania się zupełnie nie różnią - oba mają po 250 gram. Czekając na podgrzanie się posiłku czytam skład: Ma aż 1,2g soli! To ponad połowa dziennego zapotrzebowania przeciętnego dwulatka! To duży minus, weźmy przecież pod uwagę że sól znajduje się również w np. chlebie. Idźmy dalej. Podobnie jak wcześniej, rolnictwo ekologiczne, niemodyfikowane genetycznie.
W smaku jest... na prawdę dobre! Bardzo mi smakuje, ma delikatny smak, czuć że jest lekko przyprawiony, lekko słodkawy od marchewki, jednak smakuje mi tak bardzo że nie doprawiam do zjedzenia dla siebie. Zdecydowanie lepsze niż Hippowy Schab, co przyjmuję z zaskoczeniem, nie za bardzo przepadam za Spaghetti ;) Kawałki są zdecydowanie przystosowane dla roczniaka, nieco mniejsze niż w Schabie, ale znów brak mięska. Wiem, że podobnie jak we wcześniejszym hippowym daniu jest ono rozdrobnione i dodane do sosu, jednak myślę że kawałki pływające w sosie raczej by pomogły, nie przeszkodziły.
Hipp ode mnie po raz kolejny dostaje mocną piątkę, tym razem ocenę zaniża duża ilość soli w składzie (pamiętajmy że ma to być dla dziecka!) oraz znów, brak kawałków mięsa.
Mimo to, Hipp w ogólnym rozrachunku dla mnie nieco zyskał, więc ocenę zmieniam na pięć z plusem. Dlaczego? Wychodzi na to, że Hipp ma największą ofertę dla dzieci powyżej roku, jest to siedem różnych dań - cztery słoiczki po 15 miesiącu i trzy dania 1-3 lat. To duży plus, bo konkurencja... cóż, konkurencja ma się gorzej ;)



Podsumowanie: 
Jeśli zależy ci przede wszystkim na jakości, kup Hippa. Jeśli chcesz by jakość szła w parze z ceną, to na pierwszym miejscu polecam babydream,,, później BoboVita. Na szarym końcu pląsa niewesoło Gerber, który ... cóż, jest tylko w miarę tani, to wszystko.
Osobiście, myślę że w przyszłości będę wybierała między Hipp a babydream, jako że posiadam kartę Rossnę, oba produkty mam łatwo dostępne w Rossmannie, po nieco niższej cenie.

sobota, 14 marca 2015

Moje karmienie milowe

Wiedziałam że będę karmiła piersią już w momencie gdy było jasne, że jestem w ciąży. Myślę że to dlatego, że sama byłam długo karmiona, moja mama przełamała stereotypy tamtejszych czasów i karmiła mnie do drugiego roku życia... Zawsze słyszałam, że pierś to najlepsze wyjście dla dziecka... i mamy. Ten wpis będzie bardzo prywatny, częściami intymny, na swój sposób. Opiszę w nim moje przeżycia z rozpoczęcia karmienia, moje subiektywne uczucia i poglądy, proszę więc o wyrozumiałość.

Jeszcze w ciąży słyszałam żebym się za bardzo nie nastawiała na karmienie piersią, że mogę nie dać rady. Najbardziej przykre jest to, że usłyszałam te słowa od członka rodziny z którego zdaniem zawsze się bardzo liczyłam. W szpitalu, gdy mnie przyjęli przed porodem zostałam zapytana o sposób karmienia jaki planuje - bez wahania odpowiedziałam "Pierś!"... I znów usłyszałam, że biorąc pod uwagę to że będę miała cięcie cesarskie (synek miał ułożenie miednicowe), nie mam za dużych szans na sukces.
Dziś wiem, że to że każdy we mnie wątpił nie miało wpływu na to że mi się udało, choć wtedy tak właśnie sądziłam,,, Nienawidzę gdy ktoś mi mówi "nie uda ci się", zwłaszcza gdy wiem że coś jest w zasięgu moich możliwości. "Pokarm jest w głowie" upierałam się "Będę karmić piersią!".

Miało być pięknie, wyszło jak zawsze.

Przerobiłam chyba WSZYSTKIE możliwe problemy z rozpoczęciem karmienia.

Zaraz po porodzie, wyjątkowo nieudanej cesarce, przystawiono mi, zgodnie z moim życzeniem, syna do piersi... I już na dzień dobry widziałam, że nie ssał, położna która mnie o tym poinformowała, bardzo delikatnie i bez krytyki, powiedziała żebym się nie martwiła, że przyśle laktacyjną. Przysłała, laktacyjna omówiła ze mną wszystkie opcje związane z nauką ssania u syna - po raz kolejny w życiu się z nimi stykałam, najpierw w książkach o karmieniu piersią, później w szkole rodzenia, na końcu w kartach informacyjnych rozwieszonych w szpitalu. Laktacyjna z zadowoleniem stwierdziła że teorię znam równie dobrze co i ona. W końcu, dnia następnego synek złapał pierś jak trzeba i zaczął ssać.
Jednak szybko zasypiał przy piersi, a jakby tego było mało, u mnie wciąż nie pojawił się pokarm. Nie załamałam się, wiedziałam że przy cc, w dodatku bez rozpoczęcia akcji porodowej czyli skurczy może być nieco opóźnienia w pokarmie. Podawałam więc pierś, a karmiłam z drenem przy piersi mlekiem modyfikowanym - w ten sposób nie zaburzałam świeżo nauczonego odruchu ssania, pobudzałam laktację i karmiłam dziecko.
Gdy tylko jednak laktacyjna poszła do domu okazało się, że sama nie umiem przystawić dziecka do piersi - teorię znałam, w praktyce nie szło mi to kompletnie... I pojawiły się pierwsze łzy. Ze względu na złą technikę przystawiania synek poranił mi brodawki, w drugiej dobie po porodzie miałam strupy na sutkach. Płakałam jeszcze bardziej, z bólu i bezsilności, ale próbowałam. Próbowałam, próbowałam, próbowałam... Następnego dnia laktacyjna przyjrzała się moim piersiom "płaskie brodawki" zapadł wyrok.
Ze szpitala wyszłam po trzech dobach od porodu, bez mleka w piersiach, bez umiejętności przystawienia dziecka, z płaskimi i kompletnie poranionymi brodawkami... oraz brakiem nadziei na poprawę i wytyczną dot. karmienia mlekiem modyfikowanym w garści.
W domu wyciągnęłam herbatkę latkacyjną i laktator - postanowiłam że się nie poddam, wciąż miałam jeszcze szansę. Najbardziej pomagała mi moja mama, telefonicznie, ale wspierała mnie bardzo, pocieszała, że przy moim bracie jej pokarm pojawił się późno, w szóstej czy siódmej dobie. Synek był karmiony drenem na palcu, by nie zaburzyć odruchu ssania... i prawdę mówiąc nie bardzo radził sobie z butelką. Artur i butelka nie lubiły się wyjątkowo, dodatkowo mleko chyba nie najlepiej wpływało na jego brzuszek, bo od urodzenia dostawał okropnych kolek. Karmiłam go butelką i wiedziałam, że MUSZĘ zacząć karmić go własnym mlekiem. Jakkolwiek, byle by swoim mlekiem, po którym jego brzuszek lepiej będzie funkcjonował.
Byłam nieprzytomna. Próby przystawienia go do piersi, które kończyły się fiaskiem, ciągły płacz, załamanie, zaraz po tym przygotowywanie mleka w akompaniamencie płaczącego z głodu syna, karmienie, usypianie, czyszczenie butelki, sterylizacja, seria z laktatorem a później sterylizacja wszystkiego... Piątego dnia, późnym wieczorem, pojawił się u mnie pokarm. Znów płakałam, tym razem ze szczęścia. Jeden z problemów w końcu rozwiązany, zaczynałam mieć mleko! Co prawda nie była to już siara, ale było! Mleko! W końcu! Teraz zostawał tylko problem nieumiejętności w przystawieniu do piersi, płaskie brodawki i to żeby mieć wystarczająco dużo mleka by synek się najadał... bo brodawki wyleczyły się już same.
Znów sobie nie radziłam. Mleko było, ale próby przystawienia kończyły się źle. Wiedziałam, że wina leżała po mojej stronie - to ja nie umiałam przystawić synka do piersi, on umiał ssać, a ja dbałam by nie zaburzyć mu tego odruchu ssania. Na siódmą dobę przypadała wizyta położnej środowiskowej, której przez telefon jeszcze powiedziałam, że mam problem z karmieniem, że nie umiem przystawić do piersi. "Tak myślałam" usłyszałam. Położna przyjechała, obejrzała mnie, zważyła młodego, pogadała... I przystawiła go za mnie. Synek ładnie złapał pierś i zaczął ssać. Bolało, ale ja znów płakałam ze szczęścia. Karmiłam piersią, a on się najadł! To właśnie ten moment dał mi nadzieję, to wtedy zrozumiałam, że mi się uda. Po tym udało mi się przystawić go po raz drugi, trzeci... ale wciąż przystawiałam go do jednej piersi, drugiej, gdzie brodawka wyglądała gorzej, nie chciał zupełnie ssać, nie umiał jej złapać. A ja, jak na złość miałam w niej więcej mleka! I tak karmiłam syna z jednej piersi, z drugiej odciągałam mleko i podawałam drenem na palcu. Mimo to, przystawiałam, przystawiałam, przystawiałam. Aż w końcu, syn złapał i drugą pierś, zaciągnął... I tak już został. Dziesiąta doba po porodzie, a ja w końcu karmiłam pełną piersią.
Po południu zadzwoniła położna, że się pojawi zdjąć mi szwy. Gdy się pojawiła, spytała o karmienie, a ja dumna odpowiedziałam, że dziś pierwszy dzień syn jest tylko na moim mleku, że odstawiliśmy mleko modyfikowane. Położna zmierzyła mnie wzrokiem i uśmiechnęła się lekko:
"Wiesz... nie wierzyłam w ciebie."
Nie obraziłam się. Kiwnęłam głową. Wiedziałam. Gdy minęła szósta doba po porodzie a ja wciąż nie karmiłam piersią, nikt po za moją mamą już we mnie nie wierzył - ja sama w siebie nie wierzyłam. Mimo to, udało mi się. Nikt mi tego sukcesu nie zabierze i pośród wszystkich moich osiągnięć jak matura na 100%, dostanie się na studia... to właśnie sukces laktacyjny jest moim największym.
Od tamtego czasu syn dostał mleko modyfikowane jeszcze trzy razy, raz gdy u lekarza nie byłam w stanie go przystawić, dwa razy przy kryzysie laktacyjnym, gdy musiałam go dokarmić drenem przy piersi, gdy okazywało się że mam za mało mleka. 
Dziś syn ma pełne dwa miesiące, za nami są dwa kryzysy laktacyjne, jeden wywołany sztucznie, chorobą i pobytem w szpitalu, gdzie syn przez dwa dni zupełnie odmawiał jedzenia - pokarm dostosował się i zmniejszył swoją ilość, a gdy syn wyzdrowiał nagle okazało się że jest go mało... I tym razem udało się nam przetrwać już bez dokarmiania mieszanką.
Karmię.
I tak szybko nie przestanę...

czwartek, 12 marca 2015

Niebieskie pudełko, różowe pudełko... Uwaga na próbki!

Całą ciążę stykałam się z różnego rodzaju próbkami. Z zapałem kolekcjonowałam różnego rodzaju darmowe produkty, od butelek firmy Avent, po pieluszki jednorazowe TESCO. Kolekcjonowanie ich sprawiało mi dużą przyjemność i przed porodem okazało się że nie musiałam kupować znacznej ilości rzeczy, lub część mogłam kupić później. Gdy usiadłam pewnego wieczoru z moją kolekcją, przyszedł zdrowy rozsądek - a co jeśli te produkty, mimo że dedykowane dla dzieci, zaszkodzą maluchowi?

Część próbek jakie zebrałam na dwa miesiące przed porodem
Z częsci produktów wiedziałam od razu że zrezygnuję dla malucha - odpadł choćby płyn do płukania Silan - mimo napisu Sensitive, jakoś nie chciałam testować jego wpływu na skórę noworodka. Próbki rozdzieliłam na te dla mnie, jak próbki kremów na tozstępy, czy herbatki laktacyjne, i te dla malucha. Pampersy postanowiłam zachować, ale nie brałam ich do szpitala - wolałam je przetestować dopiero w domu. Proszki do prania zużyłam do prania ubranek i pościeli przed porodem, butelki zostawiłam... Jednak co z kremami i płynami do kąpieli? Tak jak doskonale zdawałam sobie sprawę że firmy takie jak Mustela czy Emolium są bezpieczne dla dzieci i je od razu odłożyłam do użycia, tak resztę...
Cóż, każdy kolejny produkt Googlowałam w celu zdobycia informacji. Również po porodzie gdy stałam się szczęśliwą posiadaczką Pudełek szpitalnych czy GlossBoxa który otrzymałam w paczce od rodziny - każdy produkt którego nie byłam pewna na 100% sprawdzałam w Google. Jeśli zaś mimo dobrych opinii coś wzbudzało mój niepokój, testowałam to najpierw na sobie.
Trzeba zdać sobie sprawę, że mimo że coś jest przeznaczone podobno dla malucha, wcale dobre dla niego nie musi być. Dostałam małą próbkę mleczka firmy Johnsons - podobno powinno ono nawilżać skórę niemowlaka, jest to również znana marka, którą pewnie nie jedna mama wybiera pewna jej jakości - wystarczyło małe spojrzenie na opinie w Internecie, bym zrezygnowała z użycia go na synku. Podobno bardzo uczula.
Oczywiście teraz może pojawić się myśl "Okej, podobno uczula. A co jeśli mojego nie uczuli?"
Odpowiedź jest niesamowicie prosta: A co, jeśli uczuli? Czy jestem jako mama, gotowa ponieść konsekwencje ewentualnego uczulenia u noworodka? Jeśli maluch zareaguje delikatną reakcją alergiczną, jak wysypka, to jeszcze jakoś to uda mi się znieść, ale co jeśli jego skóra zacznie tak swędzieć że maluch - wciąż niezdolny jeszcze do wpełni kontrolowania swoich ruchów - będzie płakał w niebogłosy, albo co gorsza, uda mu się tak podrapać że zedrze sobie skórę? Oczywiście, to również bardzo łagodna reakcja alergiczna, przecież może mu również zacząć odchodzić skóra, może mu się stworzyć otwarta, ropiejąca rana...
I tak, bardzo szybko, wyleczyłam się z testowania na swoim dziecku, bez konsekwencji.

Mimo to uważam że próbki to świetny pomysł - dostałam mini-pakiet z Musteli, firma na tyle mi się spodobała, że mimo ceny zakupiłam inne ich produkty.
Oczywiście zdarzyły się niewypały, jak choćby butelki Avent'a, z których mój synek kompletnie nie umiał pić, jednak mimo to pomysł obdarowywania przyszłych mam próbkami to zawsze miła odmiana... W końcu dostajemy coś za darmo i, jak w przypadku Aventa czy Loviego, otrzymałam pełnowartościowy produkt.
Jedno mnie jednak rozbawiło w zawartości Niebieskiego i Różowego pudełka... te wody niegazowane, to jak dla mnie jakiś niewypał... choć może powinnam napisać niewypił? ;)

środa, 11 marca 2015

Urodowy koszmar po porodzie

Kobieta po porodzie wygląda jak siedem nieszczęść. Oczywiście nie wszystkie, część mam znajduje w sobie samozaparcie by o siebie zadbać - jednak większość nie. Przestrzeganie zasad higieny wbrew pozorom nie wystarczy. Myślenie o sobie jest na ostatnim planie, najważniejsze jest nasze maleństwo i ciężko którejkolwiek z nas zadbać o siebie, pochłaniają nas przecież karmienia, kupki ubranka, spanie. Przede wszystkim spanie, bo przecież jesteśmy wykończone... Jak w tym wszystkim się nie zatracić i wrócić "na prostą"?


Wyglądanie "jak człowiek" jest ważne. Nie tylko dla naszych panów, nie tylko dla dobrego wrażenia ogółu, nie tylko dla naszych maluchów które pozują z nami do zdjęć - dla nas samych, dla naszego samopoczucia. Może ci się wydawać, że wcale nie, że jest ci dobrze, jak jest - potarganej, w koszuli nocnej, czytając blog matki w czasie karmienia malucha ... Uwierz mi, nie jest ci dobrze. Nie wierzysz? Zrób chociaż połowę rzeczy z listy niżej, po czym stań przed lustrem i odpowiedz na jedno bardzo ważne pytanie, sobie, nie mi - czy nie czujesz się lepiej?

Dlaczego warto o siebie zadbać? Zastosuję metodę trzech argumentów:
Po pierwsze, część z nas ma faceta - tak, dla niego warto zadbać o siebie. Niech nie patrzy na ciebie przez pryzmat matki, pamiętaj, że przecież dalej jesteś jego kobietą, teraz macie dziecko, więc wasza relacja jest jeszcze ważniejsza niż przed ciążą - musicie postarać się ją utrzymać w jak najlepszym stanie właśnie ze względu na malucha... A do tego musisz pozostać kobietą dla swojego mężczyzny.
Jeśli jesteś samotną mamą, również powinnaś zadbać o siebie, choćby po to, żeby ten koleś który cię śmiał zostawić w ciąży zobaczył, że promieniejesz i jesteś piękną mamą... No i nie wspomnę o tym, że potencjalnego prawdziwego faceta na koszulę nocną nie przyciągniesz...
Po drugie, dla dziecka - urodził się maluch, cała rodzina w skowronkach, wszyscy robią zdjęcia. Siłą rzeczy na tych zdjęciach pojawia się też i mamusia, choćby w tle, choćby na drugim planie. Twoje dziecko będzie uwielbiało oglądać zdjęcia, zwłaszcza takie gdzie jest z mamusią... powiedz, chciałabyś usłyszeć od swojego malucha, który w przypływie szczerości nieświadomego sześciolatka walnie "Mamusia, ale ty tu strasznie wyglądałaś!"?
Po trzecie, dla siebie samej. Możesz mi nie wierzyć, ale po tych paru zabiegach, tak przecież prostych, poczujesz się zacznie piękniejsza niż teraz.

Bardzo ważne jest przygotowanie:
Przede wszystkim, zajmij się dzieckiem. Upewnij się że maluch jest najedzony, ma suchą, świeżą pieluchę, a gdy już zaśnie twardym snem który świadczy o tym że najbliższe trzy godziny prześpi - możesz przystąpić do dzieła. Wiem, że sama marzysz o spaniu, ale twój powrót do normalności tyle nie potrwa, zdążysz jeszcze pospać. Zadbaj też o to, by wszystkie twoje obowiazki były wykonane ... i najlepiej zeby w domu był ktoś jeszcze kto bdzie mógł podejść do malucha i go ululać. A teraz koniec wymówek i do dzieła!


  1. Weź prysznic - po porodzie, w połogu nie zaleca się brać kąpieli. Wypracuj sobie plan działania pod prysznicem, który będziesz zawsze wykonywać, z czasem wejdzie ci on w nawyk i będziesz go wykonywać baardzo szybko.
    Ja w pierwszej kolejności myję włosy, dwa razy, zaraz po tym nakładam odżywkę na końcówki włosów - nie spłukuję jej. Myję całe ciało mydłem, nie spłukuję się specjalnie, tylko stoję pod prysznicem, sięgam po oliwkę 4w1 firmy Tołpa, u mnie świetnie działa na rozstępy. Po tym higiena rany, higiena intymna. Dopiero na koniec spłukuję się od stóp do głów.
    Pamiętaj, żeby za każdym razem używać odżywki do włosów. Nie zajmie ci to wiele więcej czasu, a znacznie wpłynie na kondycję włosów.
  2. Wyreguluj brwi - niby niewiele, a jednak ile zmienia... Do dzieła!
  3. Użyj kremu do twarzy, nakremuj zmienione miejsca preparatem na rozstępy, jeśli potrzebujesz.
I już! Na raz wystarczy :) Widzisz? Mówiłam, że nie trzeba wiele.
Jutro rano, gdy wstaniesz... okej, może obudzi cię krzyk pociechy, jeśli tak, wiadomo, maluch najważniejszy. Ale jeśli budzisz się sama... idź, umyj buzię, ząbki, a zaraz po tym, pomaluj rzęsy tuszem! To niewiele, ale patrząc w lustro od razu poczujesz się piękniejsza. Tusz do rzęs spokojnie zmyjesz wieczorem, pod prysznicem, zwyczajnie myjąc buzię mydłem. Nie musisz się bawić w specjalny demakijaż.
Kolejną ważną sprawą jest wypadanie włosów i łamiące się paznokcie. Najprostszą metodą jest przeciwdziałanie. Zostały ci jeszcze witaminy po ciąży? Świetnie! Łykaj je. Zwłaszcza karmiąc piersią ważna jest dobra suplementacja - bo spójrzmy prawdzie w oczy, nie zawsze mamy czas żeby coś zjeść, a jak już zjemy to często nie jest to zbyt wartościowy posiłek. Musimy sobie więc pomagać. Mamy karmiące muszą uważać, powinny spożywać tylko witaminy dla mam karmiących (lub tych w ciąży). mamy butelkowe mogą sobie pozwolić na dowolne witaminy.
Jeśli już zaczęły się wam problemy z włosami czy paznokciami zastosujcie dawkę uderzeniową: pierwsze trzy dni bierzcie po trzy tabletki, po trzech dniach przez tydzień dwie, a później już normalnie, po jednej dziennie. Skoro wasz organizm zaczyna być w kiepskiej kondycji krótki czas w którym zwiększycie dawkę minerałów i witamin mu nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie. Suplementację mamy karmiące powinny zachować przynajmniej do etapu wprowadzenia pokarmów stałych u dziecka - a najlepiej, nigdy z niej nie rezygnować, jedynie po zakończeniu karmienia przejść na inny rodzaj suplementów.

W brew pozorom tych kilka prostych zabiegów (prysznic w czasie którego dbasz o włosy, kremowanie się, suplementacja, malowanie rzęs, regulacja brwi) potrafi bardzo zmienić nasze własne postrzeganie siebie, a przez to i postrzeganie nas przez otoczenie. Jeśli nie potrafisz zmusić się do tych czynności, bo nie zależy ci na wyglądzie, spróbuj spojrzeć na to tak:
Maluchowi rodzina robi masę zdjęć, prawda? Ty też się na nich pojawiasz... Chyba nie chcesz za parę lat usłyszeć od przesadnie szczerego czterolatka "Mamusiu, wyglądałaś koszmarnie!", prawda? ;)